Przygoda życia
Każda historia ma swój początek. Ma też i koniec. Czas płynie nieubłaganie, zmieniają się priorytety.
Na początku szukałem jakiegoś serwisu do prowadzenia statystyk rowerowych. Z czasem zauważyłem również, że bikestats świetnie nadaje się do zapamiętywania wycieczek rowerowych. Dla rowerzystów wyjazd poza własne podwórko jest świetną przygodą. Właśnie przygodą życia. Każdy swoje przygody życia przeżywa po swojemu, ale każdy intensywnie mocno. Warto mieć takie i jak najwięcej.
Obecnie są ciekawsze serwisy do statystyk, bardziej zautomatyzowane i czytelniejsze. Stąd nie będę już wpisywał "komunikacji miejskiej". Ale jeśli przydarzy się jakaś tytułowa "przygoda życia" zapewne umieszczę ją w kategorii "wycieczki"
Do zobaczenia na szlaku!
Czytasz: Majówka 3/3
1/3
2/3
Trzeciego maja powrót do Łodzi. Wiedzieliśmy, że będzie padać. Tak mówiły wszystkie prognozy. Nie wiedzieliśmy tylko kiedy. Większość pokazywała, że po 12. Zebraliśmy się więc czym prędzej by zdążyć przed deszczem. Wyjazd trochę przed 11. Od pierwszego kilometra silny, bardzo zimny wiatr. Było mi zimno w ręce. Termometr na liczniku pokazywał 6 stopni.
Nieco za Bełchatowem zaczęło się. Najpierw niemrawo kropiło, potem tylko coraz gorzej.
Na trasie, krótki postój na czekoladę.
© inimicus
Szybka decyzja, zamiast do Łodzi jedziemy na Piotrków na pociąg. Ustawiam GPS a ten gada, że ponad 30km! Ubrałem się więc w strój przeciwdeszczowy. Niektórzy jechali dżinsach, czy tak jak Marek w bojówkach.
Cała droga do Piotrkowa to katorga. Cały czas nieustępujący silny, zimny wiatr i opady. Mimo niezłego przygotowania, ręce prawie mi odpadły. Przed Piotrkowem było już tylko 4 stopnie i zaczął padać grad, który w końcu zamienił się w deszcz ze śniegiem.
Przez prawie 2 godziny jazdy mocno spicnieliśmy. Niektórzy byli całkowicie przemoczeni. Chyba tylko dlatego, że byliśmy w takiej ekipie humor nas nie opuszczał. Cały czas było zabawnie.
Po przebraniu, udaliśmy się na pociąg. Jak się okazało Pani konduktor nie chciała nas wpuścić, gdyż nie było miejsca na tyle rowerów. Po ostrej awanturze zostaliśmy na stacji z rowerami patrząc jak odjeżdża pociąg. Jeszcze Marek rzucił hasło "..a weź się udław tym gwizdkiem!".
Wróciliśmy na stację autobusową. PKP jest w trakcie remontu, więc nawet nie było się gdzie schować przed opadami. Pociąg do którego nas nie wpuścili odjechał o 14:55, następny o 18 i też nie było pewności, że będzie miejsce na rowery (choć sprzedali nam bilety również na przewóz rowerów). Grapep już na maksa wkurzona zadzwoniła po swojego tatę i w ten sposób mieliśmy transport do Łodzi. O powrocie rowerami nie było mowy, większość była mocno przemoczona, a ja i Grapep bez rękawiczek nie wypościlibyśmy się 40km w deszczu pod wiatr przy 4 stopniach do Łodzi. Mogłoby się to nie najlepiej skończyć.
Wielkie podziękowania dla ekipy, która wybitnie dzielnie się spisała. Wielki szacunek dla Marka, który na oponach 2,35 i rowerze freeridowym śmigał z nami po szosie. W dodatku na całą wyprawę spakował się w plecak rowerowy z bukłakiem 7 litrowy (2 litry na bukłak)! Adam z powodu bólu kolana, spowalniał całą wycieczkę, ale zacisnął zęby i dał radę razem z nami dojechać do Piotrkowa.
Artur:
Artur - Spokój ducha
© inimicus
Marek:
Marek - Pechowiec
© inimicus
Adam:
Adam - Superman
© inimicus
Grapep:
Grapep w deszczu
© inimicus
Mimo ciężkiego powrotu ten wypad rowerowy będę jeszcze długo wspominał. Dał mi nauczkę w niektórych kwestiach, oraz sporo do myślenia.
Na trasie, krótki postój na czekoladę.© inimicus
Artur - Spokój ducha© inimicus
Marek - Pechowiec© inimicus
Adam - Superman© inimicus
Grapep w deszczu© inimicus