Przygoda życia
Każda historia ma swój początek. Ma też i koniec. Czas płynie nieubłaganie, zmieniają się priorytety.
Na początku szukałem jakiegoś serwisu do prowadzenia statystyk rowerowych. Z czasem zauważyłem również, że bikestats świetnie nadaje się do zapamiętywania wycieczek rowerowych. Dla rowerzystów wyjazd poza własne podwórko jest świetną przygodą. Właśnie przygodą życia. Każdy swoje przygody życia przeżywa po swojemu, ale każdy intensywnie mocno. Warto mieć takie i jak najwięcej.
Obecnie są ciekawsze serwisy do statystyk, bardziej zautomatyzowane i czytelniejsze. Stąd nie będę już wpisywał "komunikacji miejskiej". Ale jeśli przydarzy się jakaś tytułowa "przygoda życia" zapewne umieszczę ją w kategorii "wycieczki"
Do zobaczenia na szlaku!
Rok temu zwyczajnie nie pojechałem, bo było za ładnie. Dwa lata temu byłem na Kalonce w zimowej kurtce, stąd przegapiłem zeszłoroczną. W tym roku powiedziałem sobie, że nie mogę przepuścić kolejnej. I udało się pojechać:

Trasa Czarna - Jechałem w pierwszej grupie, i dobrze, bo koksy napierali w drugiej, więc był luz.

Początkowo sporo postojów, grupa dość mocno się rozbijała, trochę przez bezmyślnego rodzica, który na (co tu duzo nie mówić) dość wymagającą trasę zabrał swoją dziewięcio-letnie dziecko.

Dopiero przed drugim długim (ostatnim) postojem zrobiło się bardzo ciekawie.

Końcówka naprawdę mocna, puls nie schodził poniżej 170, a czasami chciał dosięgnąć 180. Ostatnie kilometry w silnej grupie po lesie, pnąc się w górę (maks 9% nachylenie), by na samym końcu finiszować z maksymalną 48 km/h na mecie. Świetna zabawa.


AVG. CAD - 67
MAX CAD - 149
Więcej o Tour De Kalonka.
Remontowo, praca i odwiedzić babcię.
Takie autko za mną dziś jechało. Wyprzedzić mnie nie dał rady :)
Zdjęcie słabej jakości bo z telefonu, jadąc.

Autko z lat 30
© inimicus
Autko z lat 30© inimicus
Praca i interesy na mieście.
Do pracy w deszczu. Mimo tego jechało się dobrze, testowałem nową kurtkę przeciwdeszczową. Sprawdziła się, dojechałem do pracy suchy! Powrót już przy świetle księżyca. Jednak nadal w kurtce przeciwdeszczowej. Świetnie sprawdza się też jako wiatrówka.
Praca, x2. Nie chciało mi się dziś wracać do domu. Aura jakaś taka, nienajlepsza. Mokro, pada, ale nawet nie chciało mi się zakładać stroju przeciwdeszczowego. Dojechałem więc do domu trochę mokry. Przed samym domem wypadł mi licznik z ręki, upadł na trawę. Szukałem go 10 minut. Znalazłem ślimaka, wymacałem obszar pół na pół metra, już prawie płakałem ze złości.
remontowo
Praca
..czyli wymiana, przymusowa łańcucha oraz łatanie dętki. Po zmianie przejechałem się sprawdzić jak jeździ się z nowym łańcuchem i załataną dętką. W piątek chciałem jechać do pracy ostrym, a tu flak. Puściła łatka, którą przykleiłem po podwójnej gumie.
W sprawie łąńcucha po niespełna 2200 km Dartmore Core osiągnął wyciągniecie na poziomie 1%. Przykładowo Shimano HG40, który mam w Perłowej Damie po przejechaniu 2150 km ma wyciągnięcie na poziomie 0,5%. HG40 kosztował mnie 18 PLN, natomiast Core 41 PLN ;/ Finał taki: nigdy więcej Dartmore Core.
W poszukiwaniu alternatywy natknąłem się na KMC Z510. Łańcuch zbiera pochlebne opinie, ciekawie jest również malowany a cena jaką dałem za niego to 55PLN. Czas więc na jego przetestowanie. Prezentuje się tak:

Łańcuch KMC Z510HX
© inimicus
Przy okazji zrobiłem też zdjęcie swojej czołówki, którą jeszcze nie miałem okazji się pochwalić. Ciekawy system mocowania, błyskawiczny montaż/demontaż. Trzyma się wszystkiego o przekroju od 20mm do 27mm. W moim przypadku kierownica i widelec ostrego:

żelowa lampka
© inimicus
Do ostrego jest jak znalazł. A kupiłem ją w amerykańskim sklepie eightinch. Kosztowała mnie 50PLN.
Łańcuch KMC Z510HX© inimicus
żelowa lampka© inimicus
Ten wypad chodził mi po głowie już w dniu swojej pierwszej 150. Miał być o tyle trudniejszy, że oprócz terenów nizinnych, w połowie drogi miała czekać na mnie słynna górka niedaleko miejscowości Kamieńsk.
Po dojechaniu ze średnią 26km/h zacząłem testy na górce. Profil wysokościowy górki wygląda następująco (kliknij by powiększyć):

Góra Kamieńsk- profil wysokościowy
© inimicus
Jak widać na załączonym obrazku cały podjazd liczy ok 3,5km. Największe nachylenia 10% jest na pierwszym wzniesieniu. Kolejne wzniesienia mają coraz mniej agresywne nachylenie, ale cały czas jest grubo powyżej 5%. Mój dzisiejszy rekord prędkości 65,3km/h. Niestety zabrakło aż 5km do pobicia starego rekordu z Bieszczad. Bardzo się starałem, ale wiatr nie dawał mi pokonać tej bariery, choć cisnąłem na pedały z kadencją maksymalną 133 przy czym osiągnąłem puls maksymalny 181ud/min. Co ciekawe szosowcy w ogóle nie pedałowali, a miałem wrażenie, że zjeżdżają jakby szybciej. Jednemu się tak podobało, że widziałem go jak zjeżdżał 5 razy, a gdy przyjechałem już był, podczas wyjazdu mojego jeszcze dzielnie podjeżdżał pod górkę. Można więc powiedzieć, że dało się jeszcze dokręcić. I pewnie próbowałbym dalej, gdyby nie ta myśl w głowie "chłopie, przed Tobą jeszcze 70km (jak nie więcej)". Tak więc odpuściłem i po skonsumowaniu parówki nieco zniesmaczony zacząłem wracać do Łodzi.
Jeden podjazd i zjazd kosztował mnie 360kcal. Górkę pokonałem dwa razy.
Trochę fotek z wypadu.

Góra Kamieńsk- widok ze szpinalowa
© inimicus

Góra Kamieńsk - fragment z 8% nachyleniem
© inimicus

RDR na górze Kamieńsk
© inimicus

RDR i ja na górze Kamieńsk
© inimicus
Góra Kamieńsk- profil wysokościowy© inimicus
Góra Kamieńsk- widok ze szpinalowa© inimicus
Góra Kamieńsk - fragment z 8% nachyleniem© inimicus
RDR na górze Kamieńsk© inimicus
RDR i ja na górze Kamieńsk© inimicus