Przygoda życia
Każda historia ma swój początek. Ma też i koniec. Czas płynie nieubłaganie, zmieniają się priorytety.
Na początku szukałem jakiegoś serwisu do prowadzenia statystyk rowerowych. Z czasem zauważyłem również, że bikestats świetnie nadaje się do zapamiętywania wycieczek rowerowych. Dla rowerzystów wyjazd poza własne podwórko jest świetną przygodą. Właśnie przygodą życia. Każdy swoje przygody życia przeżywa po swojemu, ale każdy intensywnie mocno. Warto mieć takie i jak najwięcej.
Obecnie są ciekawsze serwisy do statystyk, bardziej zautomatyzowane i czytelniejsze. Stąd nie będę już wpisywał "komunikacji miejskiej". Ale jeśli przydarzy się jakaś tytułowa "przygoda życia" zapewne umieszczę ją w kategorii "wycieczki"
Do zobaczenia na szlaku!
Wycieczki
Dystans całkowity: | 3711.33 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 207:34 |
Średnia prędkość: | 17.88 km/h |
Maksymalna prędkość: | 70.30 km/h |
Suma podjazdów: | 10370 m |
Maks. tętno maksymalne: | 190 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 160 (179 %) |
Suma kalorii: | 22410 kcal |
Liczba aktywności: | 68 |
Średnio na aktywność: | 54.58 km i 3h 03m |
Więcej statystyk |
Dzień pierwszy z siedmiu
Wyjazd o 8 rano, tym razem uderzamy trasą 957, która przez kilkanaście kilometrów prowadzi w dół, prawie do samego Makowa podhalańskiego. Tym samym omijamy jeden z ostatnich podjazdów, który mocno dał się nam we znaki pierwszego dnia wyprawy.
Jednak za Makowem nie ma już szans ominąć górki. Tóż za ryneczkiem wije się mordęcza pętla, która z czasem przestaje się zapętlać, ale nadal jest pod górkę, aż do Makowskiej góry. Tam znów soczystego kopniaka dostaje ten sam pies, który szczekał i gonił mój rower pierwszego dnia. Właściciele niczego się nie nauczyli. Widocznie to im się podoba. Psu zresztą chyba też.
Dalej trasa znów była przychylna. Większość z górki. Dopiero przed samym krakowem zachciało nam się omijać Zakopiańską. Odbiliśmy gdzieś w prawo, a tam znikąd co chwilę jakieś dziwne przewyższenia. W końcu udało wjechać się do Krakowa jakoś bokiem. Trafiliśmy na osiedle na, którym chwila postoju w pizzeri. Potem na dworzec PKP i w dusznym pociągu do Łodzi.
Dużo czasu, spokojne, przemyślane wycieczki bez ciśnienia sprawiły, że to jedne z bardziej udanych wakacji jakie udało mi się przeżyć.
7 z 7
Tym razem wybraliśmy się w stronę Stryszawy.
Następnie odbiliśmy na żółty szlak turystyczny. Troszkę prowadzenia rowerów przez chaszcze, by dojść do niebieskiego szlaku rowerowego, który w większości prowadził przez las.
Dalej na kawałek szlaku turystycznego, którym podobno chodził kardynał Wyszyński.
Szlak Kardynała wyszyńskiego, wjazd do lasu
© inimicus
Jakoś tego nie widzę, nachylenie terenu osiągnęło w tym miejscu apogeum i sięgnęło 30%.
Szlak Kardynała wyszyńskiego - 30% nachylenie
© inimicus.
Znów pot, komary, muchy końskie. Coraz mniej sił i narastające zdenerwowanie. Dobiliśmy do połowy i ucieczka w bok z lasu do Zawoi.
Szlak Kardynała wyszyńskiego, wjazd do lasu© inimicus
Szlak Kardynała wyszyńskiego - 30% nachylenie© inimicus
6 z 7
Dziś chciałem szosowo i tyle o ile się da po jak najbardziej płaskim terenie. Częściowo się udało, choć początek nie napawał mnie optymizmem. W stronę babiej góry trasą 957 ponad 11km jechałem pod górę.
Dopiero na wysokości 15km (Cichoniówka) zaczął się przepiękny zjazd:
Pomnik Jana Pawła II u podnóża Babiej Góry
© inimicus
Dalej odbicie w lewo w Zubrzycy górnej. Niewielki odcinek pod górę, by przez kilka kilometrów mieć delikatny (1-5%) zjazd (między innymi przez wieś Bystra).
Gmina Bystra Sidzina
© inimicus
Najmniej ciekawy odcinek, około 5km krajową 25 i odbicie na Juszczyn, gdzie trzeba było zacząć zmagać się z rosnącym nachyleniem, które prowadziło wprost do Zawoi.
Pomnik Jana Pawła II u podnóża Babiej Góry© inimicus
Gmina Bystra Sidzina© inimicus
5 z 7
Dziś Postanowiliśmy podbić Magurkę. Dojazd na podnóże rowerami. Dało się jeszcze jechać kawałek czarnym szlakiem turystycznym (początek lasu). Jednak im dalej tym ciężej i 80% czarnego szlaku prowadziliśmy rowery.
Na 11km osiągneliśmy wysokość 1100m i odbiliśmy na malowniczy zielony szlak rowerowy. O dziwo był on dość stromy i raczej nie nadaje się na rower typu Wigry 3. Moje klamki KCNC i Avidy SD7 ledwo dawały radę. Na samym dole spadł mi łańcuch z kółeczka przerzutki (najbardziej trefna firma rowerowa AEST).
4 z 7
Mokro, deszczowo, więc dziś czas na zwiedzanie Zawoji na piechotę. Zabrakło mi jednak pieniędzy więc stwierdziłem, że podjadę do bankomatu. Przechlapane mają tutaj :)
3 z 7
Mapka kupiona. Od razu z centrum wsi odbicie na szlak rowerowy w stronę Smyraków. Zawoja leży w dole, więc by wyjechać z niej trzeba pokonać już na samym początku spore przewyższenie. Na przełęczy Przysłop odbicie na Gołynie, fajny zjazd przy młynie (10km), aczkolwiek krótki. Później przy kapliczce na szlak turystyczny. Tam zjazd po kamorach i błocku na zaciśniętych klamkach aż do Marszałków.
Trasa krótka jednak w niej 6km pod górkę przy średnim nachyleniu 5% (maksymalne 17%).
2 z 7
Z Łodzi do Krakowa pociągiem. Całkiem fajne warunki. Rezerwowany bilet, pewność miejsca na rower. Jedyna niedogodność to pozabijane okna i niedziałająca klimatyzacja. Jak to powiedział jeden z podróżnych "jak w Bangladeszu" :)
Z Krakowa do Zawoji już rowerem. Na początku jechało się bardzo dobrze, gdyby nie Zakopianka, wąska dwupasmówka, gdzie wyprzedzają na kopertę i trąbią. Infrastruktura rowerowa w Krakowie woła o pomstę do nieba. W żadnym innym mieście jeszcze nie jeździło mi się tak źle.
Za Mogilanami już całkiem dobra trasa. Jeszcze tylko wąski pięcio kilometrowy odcinek na krajowej 52 i odbicie w lewo na szerszą i mniej uczęszczaną 956. Dalej było coraz bardziej malowniczo, ciężej i wolniej. A to wszystko przez górki, które są na screenie poniżej:
Pierwszy dał mi przedsmak tego co może mnie czekać w samych górach. Podjazd o nachyleniu 15% dłużył się i dłużył, aż zaczął jeszcze mocniej się nachylać do 20%. Wtedy zwątpiłem i pierwszy raz zszedłem z roweru. Iść też nie było łatwo. Sakwy ciążyły, a w okół mnie pojawiło się mnóstwo much końskich i komarów, które zostały zwabione przez pół litra potu wydalone z mojego organizmu.
Przed samym Makowem Podhalańskim kolejny morderczy podjazd. A w Makowie nie pojechałem główną trasą (droga 28 - odbicie na Zawoje 957) tylko przez okoliczne wsie: Pierogówka, Wątrobówka, Gorzałkówka, Działówka, Nowakówka, Gołynia i Marszałki, co skończyło się jeszcze jednym mocnym podjazdem. Z Krakowa wyruszyłem nieco po 13, by do Zawoji dotrzeć tuż po 19. Moja luba stwierdziła, że z powrotem wraca pociągiem :)
Na pociąg, z silnym wiatrem w twarz. Jakieś 5 kilometrów udało mi się załapać za traktor i podjechać bez bólu do Jabłonowa. Moja towarzyszka dojechała spuchnięta :)
I znów, świeżo wyjechałem z Brodnicy a teren daje znać o sobie. Mamy pięknie ukształtowane tereny w kraju, od morza aż po góry. W każdym rejonie naszego kraju można spotkać ciekawe miejsca.
Z przebytych niecałych 70km ponad pół kilometra w górę. W tym dniu maksymalne nachylenie terenu wynosiło 10%.
Cała wycieczka na dobre rozpoczęła się w Górznie. A tam od samego początku niebieskiego szlaku przepiękne widoki. Później już było tylko piękniej. Park krajorazowy za Górznem robi niezłe wrażenie, zwłaszcza, że jest praktycznie bezludny. Przez 3 godziny spotkałem może z 10 osób, gdzie 5 przeprowadzało sesję zdjęciową dla młodej pary przy pomniku przyrody. Byłem od niego o 100 metrów, ale jakoś tak mi było niespieszno do ludzi, że go ominąłem :) Największym pomnikiem przyrody dla mnie była rzeźba otaczającego mnie obszaru. Ogrom terenu robi ogromne wrażenie. Najbardziej żałuje, że nie miałem możliwości spędzić tam więcej czasu.
Wyjeżdżając z Brodnicy zaraz rozpościerają się malownicze widoki. Trasy piaszczyste, mocno pofałdowane.
Gród Foluszek
© inimicus
Trzeba się dobrze rozglądać. Gdyby nie moja towarzyszka na pewno przegapiłbym Gród Foluszek.
Oprócz jazdy nie obyło się bez słodkiego beztroskiego lenistwa. Tego w mieście nigdzie nie uświadczę:
Gród Foluszek© inimicus